Jeszcze jedną poduszkę! Podnieś wyżej łóżko! Mało! Daj jeszcze te dwie małe podusie! Podłóż mi pod szyję!
Jak to? Chce pani spać na siedząco?
W drzwiach ogromnej szafy-garderoby zamontowane było lustro. Hilda mogła się w nim przeglądać, kiedy łóżko było podniesione i ustawione na pozycję” siedzącą”.
Przyjrzała się sobie bardzo uważnie.
Dobrze mnie uczesała?
Wygląda pani znakomicie! Opuścić teraz łóżko?
Nie! Zdrzemnę się na siedząco – nie chcę zepsuć fryzury. Jutro idziemy na mecz!
W praktyce oznaczało to: popychanie wózka z Hildą na wiejski stadion. Rytuał wyjścia powtarzał się regularnie każdej niedzieli. Hilda była zagorzałą fanką piłki nożnej, gdzieś tak mniej więcej od tego momentu, kiedy jej nastoletni syn zaczął grać w miejscowej drużynie. Dzisiaj kibicowała 17-letniemu prawnukowi!
Wjeżdżam na teren stadionu.
O, Fussballoma! Nasza Fussballoma!
Młodzi chłopcy dosłownie wyrywają mi wózek z Hildą i przemieszczają się do jej stałego „honorowego” miejsca, takiego, żeby wszystko dokładnie mogła widzieć. Widzę z jaką niekłamaną sympatią ją traktują – jeden przynosi sok, drugi chipsy…
Rozpoczyna się mecz. Nie patrzę na grę. Obserwuję cały czas Hildę. Mogę wszystko wyczytać z jej twarzy, jak toczy się gra.
Jeszcze do niedawna, kiedy Hilda była sprawniejsza, zabierała po meczu wszystkie ubrania zawodników. Prała podkoszulki, spodenki, podkolanówki. Wyprasowane i złożone w zgrabną kostkę oddawała „swoim” chłopakom.
Dobrze grali! Jak ci się podobało?
No, myślę sobie – gdyby trener Loew wiedział, jakie ma wierne zaplecze, gdyby wiedział…
Henia Janik
Dodaj komentarz