- Po lewej pieseczki, po prawej koteczki?
Dobrze Margarete, już poprawiam! Meksi w środku, tak?
Pluszaki to dzieci Margarete. Musi mieć je na widoku. W nocy "śpią" u jej boku, w dzień "siedzą" na specjalnym fotelu obok fotela Margarete.
Wygładzam jeszcze delikatnie pościel. Pościel musi być biała. Koszula nocna też. Biały jest opatrunek na uchu. Biały - sięgający do połowy policzka. Pod opatrunkiem kryje się rak. Przesuwa się powulutku od 20 lat. Rano, na nieskazitelnej bieli pojawią się czerwone plamy krwi.
Vater unser im Himmel... Ojcze Nasz...
Ostatni wieczorny rytuał - czytanie modlitwy. Margarete przymyka powieki - tabletki nasenne działają szybko.
Zdąży jeszcze powiedzieć:
- Jestem taka wdzięczna! Widzę zielone łąki w Sudetach...
Gute Nacht! Proszę spokojnie zasnąć Margarete!
Breslau. Niederschlesien. Sudeten. Utracona ojczyzna dzieciństwa i młodości. Verlorene Heimat.
- Zobacz kto tam jest!
Za szklanymi drzwiami wiodącymi do ogrodu siedzi kot.
- Czy ty widzisz jaki on jest szary i niezwykły? Daj mu coś jeść.
Bury kocur pojawia się każdego ranka. Przychodzi nie wiadomo skąd i wędruje dalej. Nie ma stałego miejsca zamieszkania, wygląda beztrosko i jest nadzwyczaj rozprzestrzeniony wszerz i wzdłuż.
Mógłby być idealną ilustracją "Bezdomnego kota w społeczeństwie konsumpcyjnym". Margarete nie spuszcza go z oka. Dopiero kiedy kocur znika, mogę jej podać śniadanie.
Talerzyk z mikroskopijnymi kanapeczkami, a na nich dżem: żółty, wiśniowy, żółty, wiśniowy... Zawsze dwa kontrastowe kolory obok siebie, by tworzyły "kwiatek". Śniadanie było dla niej namalowanym obrazem.
Margarete najpierw przygląda się długo zanim sięgnie po kęs.
- Przepięknie!
Henia Janik
Margarete miała 97 lat.
Byłam z nią emocjonalnie bardzo związana i ona ze mną też (to nieprofesjonalne, wiem). Może dlatego, że tak kochała Karkonosze, w których ja też się wychowałam. Obie pochodziłyśmy z Niederschlesien.
Miała w sobie jakąś charyzmę. Wszystko wokół niej było jakieś inne, niesamowite - dom, który przypominał mi tzw. poniemieckie domy na Dolnym Śląsku, półdziki ogród, namalowane jamniki i koty...
Ona sama - malutka i krucha, kochała piękno i życie na zabój! I było w niej tyle wdzięczności...
Uwielbiała muzykę i całe życie malowała swoje zwierzęta, szczególnie kochała jamniki szorstkowłose, które zawsze wabiły się "Meksi".
Dodaj komentarz