
Ile masz na koncie przeczytanych poradników?
Ja - sporo. Kiedy uruchomił się wysyp książek jak być pięknym, młodym, inteligentnym, szczęśliwym oraz jak w try-miga zarobić pierwszy milion, poszłam na ten lep jak mucha. Chłonęłam całe stosy – w nadziei, że od czytania coś zadziała. Działało w trakcie lektury. Po odstawieniu przestawało działać. Wiara i motywacja spadała. Wszystko wracało w utarte koleiny. Od czytania nie stałam się ani młodsza, ani gładsza, ani na koncie zer nie przybywało. Co jest? Pytałam sama siebie. Niby bestsellery, co to życie innym zmieniają, a mojego zmienić nie mogą! Oporna jestem na zmiany, czy jak?
Poradniki mają nas ustrzec przed złymi wyborami. Cała idea i w sumie chytry podstęp tego typu książek bazuje na lęku człowieka przed porażkami. Przed wyjściem na kretyna i niemotę.
Mało kto poradzi drugiemu: ryzykuj i ponoś porażki! Czyś ty sadysta jaki, ten mu odpowie. Taki poradnik w ogóle by się nie sprzedawał, choć porażki są chlebem naszym powszednim.
Moi przyjaciele, ludzie światli, inteligentni, w dodatku obydwoje po fachu nauczyciele, wyprawili swoją 15-letnią pociechę w świat na kilkumiesięczną podróż. Samą. Wszystko było zaplanowane, przemyślane. Jasminę odbierali na lotniskach znajomi. Niby w porządku, bo dziewczynka należy do bardzo zdolnych, rozwiniętych, samodzielnych. Dziewczynka ma indywidualny tok nauczania. Wyprawienie córki na szerokie wody miało być częścią jej indywidualnego rozwoju, edukacji. Wyrodni rodzice! Okrzyknęli moich znajomych inni znajomi. Wyrodni? Raczej dobrze znający swoje dziecko. Jasmina poleciała do Nowego Jorku, zwiedziła Stany, Kanadę, wróciła do Polski przez Norwegię. Cała i zdrowa, stęskniona i wzmocniona.
Czy czasem więcej niebezpieczeństw nie czyha na dzieci przed ekranem komputera? Przecież my nie wiemy tak naprawdę, dokąd dzieciak surfuje i kto do niego przysurfował.
Wracając do podejmowania decyzji i do ponoszenia porażek. Najbardziej boją się ich ci, którzy byli prymusami w szkole. Albo ci, których w domu za często głaskano po główkach, bo byli pupilkami, oczkami w głowach i najlepszymi na świecie. Strach ich paraliżuje, najczęściej decyzji nie podejmują. Boją się, że nie dostaną piątki z plusem.
Jeżeli poniesiemy ryzyko porażki, będziemy wystarczająco wolni, by ponieść ryzyko sukcesu, by woda sodowa nie uderzyła nam do głowy.
Ileż ja błędnych decyzji, ileż porażek mam w swoim prywatnym, tajemnym CV! Musiało tak być, żeby zrozumieć, że nie ma na tym świecie perfekcjonizmu. Trzeba tylko powrócić do narzędzia trochę zapomnianego, ale skutecznego – autorefleksji i rozmowy z samym z sobą.
Rada moja w tym mini-poradniku – nie przejmować się za długo po porażkach. Próbować. Jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze raz!
Henia Janik
Dodaj komentarz