
– Jak jesteś taka mądra, to powiedz jak jest po niemiecku „pióropusz”!
– Pióropusz?
Bij – zabij! Usiłowałam sobie przypomnieć. Nic. Pustka. Echo w głowie – pióropusz, -usz, usz...
Pewna byłam jednego: pióropusz na pewno zakopany był w zasobach mojego słownictwa.
Bywają czasami chwile, że człowiekowi wylatuje z głowy imię kolegi z klasy, który zawsze nam dawał ściągę z matematyki i z którym dobrze się kumplujemy i nagle coś się staje, wylatuje jego imię. Albo numer telefonu do lekarza. Przecież do niego dzwonimy. Adres. Ważna data. Ten moment przyszedł teraz do mnie.
– Daję ci jeszcze jedną szansę! Zgadnij jak jest po niemiecku „jednorożec”!
– Jednorożec?
– Piotrusiu! Po co ci jednorożec po niemiecku? Przecież powiedziałeś, że nie chcesz się uczyć niemieckiego! Nigdy nie miałam tego słówka! Jakoś jednorożec nie był mi potrzebny!
– A widzisz! – zatriumfował mój 10-letni syn – Mówiłaś, że znasz niemiecki, a ty nawet nie wiesz jak jest po niemiecku „jednorożec”. I uczysz dzieci w szkole!
Czułam, jak mój autorytet ugodzony został rogiem nieszczęsnego jednorożca wręcz śmiertelnie. Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
– Ja wczoraj przeglądałem te czasopisma dla dzieci, które mi zaprenumerowałaś i tam były te słówka – pióropusz i jednorożec! – podsumował mój 10-letni syn. A ty tego nie wiedziałaś!
Piotruś był mocno rozczarowany. Dalsza rozmowa podczas naszego, dalszego spaceru nie kleiła się najwyraźniej. Wszystko za sprawą jednorożca, który pojawił się w moim życiu w najbardziej nieoczekiwanym momencie – żeby mnie zdruzgotać w oczach dzieciaka. Podły stwór.
– Nie martw się! – pocieszył mnie po chwili Piotruś zasmucony, że straciłam humor. – Jednorożce rzadko śmigają po lasach! Skąd mogłaś o tym wiedzieć?
Zgadza się. Rzadko. Jak takie rozmowy. O jednorożcach. Z własnym dzieckiem. Może, gdybym nie została matką Piotrusia nigdy nie spotkałabym jednorożca?
Dopiero wezwani do dialogu dowiadujemy się, kim jesteśmy. Dopiero, gdy stajemy się ważni dla innych ludzi, odkrywamy nasze szczególne talenty. Żaden człowiek nie żyje dla samego siebie, jesteśmy wplątani w gigantyczną wspólnotę z innymi i żyjemy również dla innych. (Hildegarda z Bingen, Otto Betz).
Dojeżdżam tramwajem nr 10 do centrum Łodzi przy Piotrkowskiej. Przystanek nazwali łodzianie Stajnią Jednorożców – od stożkowatego sklepienia. Zawsze huczy mi wtedy w głowie: das Einhorn, das Einhorn, das Einhorn… Jeszcze na dodatek: unicorn, unicorn, unicorn…
Dzień Matki, Dzień Dziecka... odświętowaliśmy. Teraz Dzień Ojca – niedługo 23-go czerwca.
Te wszystkie dialogi są bardzo ważne, później się okazuje – niepowtarzalne.
Czasami możemy spotkać jednorożca i już nigdy się od niego nie uwalniamy.
Tak jak ze świadomością, że jesteśmy do końca życia matką, dzieckiem, ojcem.
Wezwani do dialogu.
Dodaj komentarz