
Należycie do szczęśliwców, którzy mogą powiedzieć: Tak! Mam prawdziwych przyjaciół! Tak! Byli na dobre. Pozostali na złe. Tak?
Mówi się, że dzisiaj relacje międzyludzkie są fast-food. Nie mamy czasu przyjaźni pielęgnować, spotykać się na kolacyjkach, spacerach, wspólnie wyjeżdżać. Jesteśmy zbyt zajęci.
„Przyjaźnie” zagospodarowane zostały przez media społecznościowe – tam się wszystko teraz toczy.
Czyżby?
Nie ma jak na żywo
Na szczęście są jeszcze formy wymykające się spod kontroli fejsbuka i temu podobnych. Pamiętam moje pierwsze spotkanie klasy maturalnej, dwadzieścia lat po maturze. Byliśmy bardzo zżytą grupą. Całą noc nie mogłam oka zmrużyć przed tym spotkaniem. Jak się później okazało – każdy przyszedł niewyspany! Śmiechom, wspomnieniom i piskom jak za dawnych młodych lat nie było końca. Do tej pory co kilka lat się spotykamy – nie zawsze w „całości”, już niektórzy odeszli na zawsze, ale jakaś grupka się zbierze. I nigdy nie ma tak, żebyśmy się nie uśmiali po same pachy! Radości jest moc
Większość z nas potrzebuje przyjaźni, akceptacji, wysłuchania, potwierdzenia, że jesteśmy dla kogoś ważni.
Przyjaźnie wymagają czasu, uważności, naszej obecności. Przyjaźń jest formą miłości – ta nie zawsze ma stałą temperaturę. Bywają wzloty i odloty. Co wtedy, kiedy przyjaźń umiera? Albo zostaliśmy zranieni, dochodzi w relacjach do sprzeniewierzenia, zdrady i kłótni, bo i tak nieraz bywa, że dawnych przyjaciół zaczynamy postrzegać negatywnie.
Niektórym związkom trzeba dać po prostu odejść, jeżeli okaże się, że nam szkodzą, są toksyczne. Nie pozwólmy jednak na to, by złe, nienawistne myśli wzięły nad nami władzę!
Metoda "na kartkę"
Psycholożka Beata Połomska radzi zrobić proste, ale skuteczne ćwiczenie. Kiedy już opadną trochę emocje, weźmy kartkę papieru – po jednej stronie wypiszmy zalety tej osoby, po drugiej negatywy. Odcinamy i palimy stronę, po której są wady. W ten sposób uwalniamy symbolicznie siebie i daną osobę od wpływów złego myślenia. Dla wzmocnienia powtórzmy głośno sami do siebie, co dobrego ta osoba zrobiła dla nas.
Warunek jest jeden – musimy być szczerzy wobec samych siebie i tej osoby.
A nasze telefoniczne przyjazne rozmowy, czyż niejednokrotnie nie wydobywały nas ze smutku, osamotnienia, nie pocieszały?
Jakie macie doświadczenia? Bardzo jestem ciekawa. Kto jest dla was „złota rybką” (patrz post „Wszystko jest możliwe”).
Dodaj komentarz